Różowowłosa kobieta w
krwistoczerwonej sukni prawdopodobnie po raz ostatni stała przy oknie w
sypialni rezydencji Uchiha, spoglądając na równie wielki co piękny, kwitnący o
tej porze roku ogród. Uśmiechała się smutno, starając się nie myśleć o niczym
nieprzyjemnym czy przyjemnym. Drążyło ją poczucie niesprawiedliwości, chociaż
nie czuła w sobie żalu ani goryczy. Po prostu tak się stało. Wszystko, co
szczęśliwe i cudowne, ma swój kres i najbardziej rozczarowujące w tym jest to,
że przychodzi w najwspanialszym momencie życia człowieka. Ale czy ona powinna
czuć się teraz szczęśliwa czy nieszczęśliwa? Czy powinna rozpatrywać to w
takich kategoriach? Mimowolnie położyła dłonie na podbrzuszu, wywołując tym
samym szeroki, choć nadal smutny uśmiech. Nigdy nie będę sama, pomyślała, a jej
oczy zalśniły na moment tak, jak błyszczały dwa lata temu, gdy wiodła monotonne
życie żony zamożnego arystokraty i najsławniejszej damy wszystkich salonów
stolicy i kraju. Tak samo błyszczały w momencie, w którym perspektywa poznania
czegoś dotychczas niezbadanego zmieniła jej życie. Była kreatorką mody,
poglądów i wizerunków. Mogła jednym słowem skazać kogoś na towarzyską porażkę
lub wyciągnąć go na dworskie wyżyny. Mogła wszystko, jednocześnie nie mogąc
nic, zacierając granicę między prawdziwą sobą a obliczem towarzyskim. Gibko
oscylowała między ułudą i kłamstwem wśród możnych arystokratów, wykorzystując
je do własnych celów, sprawiając, by towarzystwo tańczyło tak, jak ona mu
zagra. Miała możnego męża, wyśmienitą pozycję, głębokie poważanie, szacunek
całego państwa. Gdyby ich władca miał żonę, ona na pewno stanowiłaby potężną
dla niej konkurencję, a gdyby nie była zamężna, zapewne skusiłby się zawalczyć
o jej rękę. Tak, miała wszystko. Męża, pieniądze, pozycję, przyjaciół.
Ale nigdy przedtem nie zaznała miłości.
Dlatego gdy widmo zakochania się do
utraty tchu, do grobowej deski, do szaleństwa przecięła jej horyzont – rzuciła
się w jego objęcia, a ono przyjęło ją bez cienia wątpliwości. Oddała siebie, by
zaznać metafizyki, emocji, poświęcenia. Zrezygnowała ze wszystkiego dla tego
jednego uczucia, które kryło w sobie kolejne jak matrioszka, sprawiając, że z
dnia na dzień była w stanie umrzeć i zmartwychwstać, płakać ze szczęścia i
tęsknoty.
Zakochała się bez pamięci, a owocem
tego uczucia był najwspanialszy dar, o który prosiła świat, męża, i boga, jeśli
ten istnieje. Otrzymała go. Otrzymała dar macierzyństwa, które kwitło w je
łonie, napełniając ją energią do dalszej egzystencji. Otrzymała łaskę i
zostanie matką, wychowa dziecko i zrobi dla niego wszystko, tak jak była w
stanie zrobić wszystko dla miłości, z której się zrodziło.
Dojrzała w oddali wracającą z miasta
karetę. Już czas. Ostatnie spojrzenia, ostatnie pożegnania, ostatnie
wspomnienia, ostatnie uściśnięcie dłoni. I przeprosiny. Głębokie przeprosiny za
to, że musiał stać się ofiarą jej miłosnych uniesień. Nie zasłużył na takie
upokorzenie, tak jak ona nie zasłużyła na życie bez prawdziwej miłości.
Zakochany człowiek potrafi być skrajnym egoistą.
Jej małżeństwo było zaplanowane już
kilka lat przed tym, jak zostało sfinalizowane. Piękna dziewczyna o długich,
różowych włosach i szmaragdowych oczach budziła pożądanie na dworach wśród
mężczyzn w różnym wieku. Można arystokratka z władczej rodziny, z szeroko
pojętym posagiem i dobrą krwią. Jej rodzice wiele wieczorów spędzili na wybieraniu
odpowiedniego kandydata. O równie wysokiej pozycji, równie możnego, równie
oczytanego i wykształconego, reprezentatywnego i dobrego, który nie skrzywdzi
ich jedynej córki.
Poznała go, gdy przywrócił ją do życia.
Dumnie stanęła przed lustrem,
przygotowując się na bankiet w domu Hyuuga. Koronkowa suknia podkreślała smukłą
talię i soczysty biust dziewczyny, zielone oczy błyszczały promiennie i dziko,
zdradzając jednak głęboką inteligencję. Odetchnęła świeżym powietrzem letniego
wieczoru, które napływało ciągle z otwartego na oścież okna. Czas się pobawić,
myślała w duchu. Uśmiechnęła się promiennie. Kolejny wspaniały wieczór w
towarzystwie jej przystojnego męża – umiarkowanego konserwatysty o rozsądnym
światopoglądzie, którego serca nie mogła uwieść od dwóch lat małżeństwa. Wyszła
z sypialni, delikatnym ruchem zamykając drzwi. Na końcu korytarza dostrzegła
krzątającą się pokojówkę. Zbliżyła się do niej, krocząc korytarzem pewnym siebie, niezachwianym krokiem, w
dłonie ujmując długą, ciemną suknię.
- Najdroższa pani, kareta już czeka –
powiedziała blondwłosa dziewczyna niewiele starsza od niej samej. Oficjalnie
ona była panią, ona służącą. Jednak ciepła atmosfera wieczorów, które jej mąż często
spędzał w mieście, pozwalała z czasem zaprzyjaźnić się z nią w pewien osobliwy
sposób. Tylko wtedy mogły poczuć się jak dwie równe sobie kobiety, rozmawiając,
śmiejąc się, plotkując. Pani Uchiha opowiadała jej o dworach i salonach, samej
chłonąc anegdoty życia służebnego. Często była nimi zaskoczona. Literackie
romanse, które uwielbiała, często w wyobraźni przekładała na rzeczywistość.
Zresztą drogą pantoflową zawsze docierały do niej wieści o różnych grzesznych
zakochaniach, a Ino, jej jedyna prawdziwa przyjaciółka, udowadniała jej, że
wielkie afery możnowładców nie różnią się niczym od drobnych romansów wśród
służby. Tak, blondwłosa kobieta była jedyną naprawdę przychylną jej osobą, a
Sakura ceniła ją sobie czasem nawet bardziej niż własnego męża. Starały się, by
różnice społeczne nie miały wpływu na ich kontakty, a przynajmniej nie sprawiały
im przykrości. Obie były rozsądne. Tak o prostu musi być, mówiły sobie,
porządek świata nie zawsze powinien zostać zmieniony. Dając upust niemalże
siostrzanej miłości po zmroku, na codzień trwały w żelaznych ramach hierarchii
służebnej.
- Czy Itachi czeka na dole? – zapytała
wyniośle, ale z miłym uśmiechem. Ino uśmiechnęła się do niej tak, że tylko
różowo włosa kobieta mogła odgadnąć, co kryje sięga jej wyrazem twarzy.
„Siostrzana” konspiracja.
- Tak, oczekuje pani w salonie.
Wolnym, wyważonym krokiem bezszelestnie
zeszła po schodach wyłożonych ciemnozielonym dywanem. Czekał na nią, siedząc na
kanapie o kremowym obiciu z wyszywanymi złotą nicią kwiatami, na samym końcu
przestrzennego salonu, który w razie potrzeby mógł służyć jako sala balowa.
Wydawało się, że mężczyzna nie porusza się do tego stopnia, że nawet nie
oddycha. Trwał w bezruchu do momentu, kiedy podeszła do niego i stanęła
naprzeciw, wpatrując się w beznamiętne, chłodne oczy polityka. Miała wrażenie,
że drgnął, gdy na jej twarzy wykwitł uśmiech aktorsko odegranej radości.
- Idziemy? Chyba że i tym razem chcemy skupić
na sobie uwagę przez spóźnienie – zaczęła, a jej subtelny, melodyjny głos
rozbrzmiewał w ogromnym pomieszczeniu. Nie słyszała jego oddechu. Gdyby nie
staranie się o dziecko i wymagana do tego bliskość, myślałaby, że jej mąż nie
ma serca – nigdy w żadnej innej sytuacji nie słyszała jego stukotu, jakby w
klatce piersiowej pokrytej bladą skórą nie znajdowało się nic.
- Na pewno byłabyś zadowolona. Mogłabyś
obrócić wszystko żart i znowu przygadać jakiemuś staremu hrabiemu. Hisashiemu,
na przykład.
Kobieta skrzywiła się nienaturalnie
słysząc imię właściciela domu, do którego się udają.
- Nie znoszę go, bo mam do tego powody i masz
tego pełną świadomość – powiedziała hardo, zmrużywszy oczy.
- Nie rób tak, psujesz swoja urodę – zganił
ją, jakby była jego małoletnią córeczką.
- Urodę, która „olśniewa salony i budzi
zazdrość wszystkich arystokratek w państwie.” Czy nie tak to było? –
skonstatowała ironicznie, cytując innego młodego lorda, z którym Itachi miał
podpisać umowę dotyczącą przynależności ziem. Ona, Sakura, była największą i
najbardziej śmiercionośną bronią rodu Uchiha, jaką kiedykolwiek ów posiadał.
- Moja matka jest z ciebie dumna. I ja też –
odparł z cieniem uznania. Malinowe usta pani niegdyś Haruno uśmiechnęły się z
jadem.
- Ty jesteś dumny tylko u wyłącznie z siebie,
Itachi.
Ciepły dotąd głos różowowłosej damy w
jednej chwili mógł zmrozić krew w żyłach. Brunet nawet nie drgnął, nie speszył
się, ani nie uśmiechnął smutno. Po prostu był i trwał. I był jej mężem, a ona
jego żoną i ten związek miał trwać już zawsze.
- Nie cierpisz mnie tak samo, jak Hisashiego –
uciął tylko, wstał i bez słowa skierował się w kierunku wysokich, mahoniowych
drzwi przypominających bardziej wrota do najgłębszej czeluści piekieł, a
przynajmniej tak wydawało jej się, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg domu
państwa Uchiha, który w ciągu roku stał się jej domem.
- Nieprawda – odpowiedziała na jego zarzut,
gdy stangret pobudził konie do żywszej jazdy. Itachi spojrzał na nią z
zaciekawieniem. Niezbadane były wyroki Sakury Haruno – mogła teraz być łaskawa
albo okrutna do szpiku.
- Nie znoszę Hisashiego, bo ubzdurał sobie
kiedyś, że mogłabym być jego. Z dwojga złego chyba lepiej, że przyjęłam twoją
ofertę, nie sądzisz? – mówiła, a jej oczy były jak dwa sztylety, które mogą
uśmiercić czarnookiego mężczyznę w każdej chwili, zależnie od zachcianki ich
właścicielki.
- Przyjęłaś moją ofertę w ostatniej chwili,
skarbie – rzucił w przestrzeń, spoglądając z oddali na ogrody będące częścią
ich posiadłości. – Jesteś rozsądna i inteligentna. Jeszcze moment a kandydatów
zaczęłoby brakować, więc przyjęłaś propozycję. Wolne życie jako pani Uchiha.
Obiecałem ci to. Czy nie dotrzymuję słowa?
- Dotrzymujesz – odparła zimno. Nie mogła
zaprzeczyć. Zakres jej wolności był tak szeroki, że zazdrościłaby jej na pewno
każda inna żona w królestwie.
- Więc za co próbujesz się na mnie mścić? Za
co się gniewasz?
Czy to możliwe, żeby do momentu powrotu
do domu, czyli do północy, nie odezwali się do siebie ani jedną bardziej
rozbudowaną odpowiedzią oprócz tych zdawkowych i bezwzględnie zwięzłych?
Sakura, która w prawdzie była kobietą, ale w komnatach ich rezydencji przybierała
postać dziewczynki, nie zaszczyciła go już ani jednym słowem czy nawet
spojrzeniem. W glorii powitań weszli stawili się w sali balowej posiadłości
Hyuuga, który postanowił nadrobić brak reputacji wystawnym przyjęciem. Nie było
to koniecznie, bo skala jego wpływów była tak ogromna, że musieli liczyć się z
nim zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy. Jego bogactwo wynagradzało
zszarganą reputację zgorzkniałego, owdowiałego pana, który trzyma swe córki nad
wyraz krótko, chcąc wydać je za najlepsze partie dworu, a może nawet za samego
następcę tronu, co na pewno znacznie uzupełniłoby i tak pokaźny królewski
skarbiec.
Trzymając pod rękę przystojnego,
czarnowłosego mężczyznę o przygaszonej głębi czarnych jak skrzydła kruka oczu,
przekracza próg posiadłości Hyuuga. Jej cudowny mąż, który na pewno byłby
spełnieniem marzeń wielu panien, opuszcza ją, tłumacząc się pokrótce
koniecznością przywitania pana domu. Spełnieniem marzeń wielu jej znajomych –
mężczyzna dojrzały, przystojny, majętny i wyrafinowany, inteligentny i
oczytany, nieco przygaszony, ale szanowany, uznawany bywalec wszystkich dworów
stolicy, pierwszy wśród rady szlacheckiej. Spełnieniem marzeń wielu dziewcząt,
ale nie jej. Sakura rozumie, że zignorowanie Hisashiego byłoby pogrążających
ich dwoje afrontem towarzyskim, na który nie mogą sobie pozwolić. Itachi musi
udać się do pana domu a ona musi porozmawiać z jego najstarszą córką, która była
jej jeszcze niezamężną rówieśnicą.
- Witaj, Hinata – przywitała ją ciepło,
przytulając ją. Zlustrowały się wzajemnie od stóp do głów, ale bez afiszowania
się.
- Ślicznie wyglądasz – dodała pani Uchiha, szczerze
chwaląc kreację znajomej i popijając wino, które przed momentem wręczyła jej
służba. – Wyśmienite – mruknęła pod nosem.
- Ty również, jak zwykle olśniewasz. Cudowny
kapelusz. I sukienka, ah! Wspaniała, zwłaszcza przy twojej urodzie. Nawet nie
wiesz, jak ci zazdroszczę… - rozmarzyła się granatowowłosa, przyglądając się
bacznie koleżance, a bladą dłoń zaciskając na pełnej lampce.
- Delikatna i rześka uroda dziedziczki rodu
Hyuuga również jest w cenie – stwierdziła żartobliwym tonem, swobodnie
popijając alkohol. Rozmówczyni posmutniała jednak.
- Coś nie tak? – zapytała troskliwym tonem,
ale widząc ruch na parkiecie dodała szybko:
- Porozmawiajmy o tym po pierwszych tańcach –
rozporządziła, chcąc jeszcze dodać jej otuchy szczerym, promiennym uśmiechem, a
także kładąc dłoń na jej ramieniu i głaszcząc w geście wsparcia.
W jednej chwili sala zamilkła; słychać
było tylko ciche pomrukiwania i konsultacje, zawistne lub pochwalne szepty. Na
podwyższeniu, gdzie znajdowała się orkiestra, wszedł pan domu – tuż obok, wśród
najważniejszych osobistości, Sakura dostrzegła swojego męża, który taksował
wszystkich spojrzeniem obojętnych, mądrych oczami.
- Wspaniali goście! Witam was wszystkich w
posiadłości Hyuuga, której mam zaszczyt być gospodarzem. Jako gest mojej
przyjaźni dla was, piękne panie i panowie, chciałbym zaprosić do wspólnych
tańców. Bawmy się, rozmawiajmy i szukajmy ukojenia w wykwintnym towarzystwie i
perfekcyjnym winie – przywitał gości, unosząc do toastu lampkę trunku o
wybornym, słodkawym bukiecie. Wszyscy zgodnie zawtórowali mu, nie myśląc nawet
o zaniechaniu tego towarzyskiego konwenansu.
Po kilku następnych słowach Hyuugi,
mężczyźni zapraszali damy do tańca. Znów nie umknęło jej uwadze, jak wielu
mężczyzn łowi ją rozochoconym wzrokiem, lecz jak wielkim zaskoczeniem był dla
niej fakt, że z tłumu nagle wyłonił się Itachi. Zdziwiona, że pośpiesznie
dotarł do niej, by zatańczyć z nią pierwszy taniec, skłoniła się tuż po nim i
wirowała wraz z nim. Kandydaci rozpierzchli się tak szybko, jak przystąpił do
niej brunet.
- Powinieneś zatańczyć z Hinatą – ucięła, nie
przestając się uśmiechać, by utrzymać pozory tak, jak zwykli to robić. Była na
niego zła, bo zaryzykował towarzyską szpilą od tego, który ich zaprosił, a tego
na pewno by nie chciała.
- Chciałem zatańczyć z tobą.
Przelotnie spojrzała mu w oczy, ale
znów nie potrafiła nic z nich wyczytać. Drugi raz. Trzeci. Spoglądała w nie, ale
była to otchłań, niezgłębiona, niezbadana i przyciągająca. Pomyśleć, że te
zimne, bezuczuciowe oczy Uchiha przyprawiały o palpitację serca większość
młodych dwórek. Przyjrzała mu się po raz czwarty i przysięgła sobie w duchu, że
po raz ostatni tego wieczoru. Muzyka walca zaraz urwie się, a wraz z nim
kontakt z jej mężczyzną. Ale… teraz i on patrzył na nią. Widzieli tylko siebie,
świat wirował wraz z nimi. W jednej chwili coś nagle zerwało się w jej wnętrzu,
wybuchło i… zgasło, zduszone przez zdrowy rozsądek właścicielki. Czy w tych
czarnych perłach właśnie dojrzała ciepło? Czy w jej duszy zrodziła się
nadzieja? Czuła, jak szmaragdowe oczy
stają się szkliste, więc przymknęła je i odetchnęła. Taniec dobiegał końca,
słyszała to w muzyce. Jej serce biło szybciej, a ona nadal nie otwierała oczu.
Jego szaleńcze kołatanie stopniowo zagłuszało wszystko wokół, a ona poczuła się
nagle słaba i oszukana. Chciała coś powiedzieć, zapytać, zawołać, ale za kilka
sekund muzyka ucichnie, zmieni się, a on odejdzie od niej na resztę wieczoru.
Chciałam cię kochać, Itachi. Ale nigdy mi na to nie pozwoliłeś.
- Mój brat wraca ze stolicy. Powinien być
najpóźniej jutro – usłyszała tylko i po raz pierwszy jego chłód dotknął ją tak
głęboko. Otworzyła oczy, gdy tylko przestał mówić, ale nie ujrzała jego
spojrzenia, lecz oddalającą się w tłumie sylwetkę jego osoby.
W jednej chwili poczuła, że nie może i
nie chce tu być, ale nie mogła zrezygnować z udziału w bankiecie. Rozmawiała
więc z Hinatą, jej siostrami, dwórkami, innymi żonami arystokratów, z każdą
kolejną wypowiedzią wracając do swej roli, wypierając z pamięci spojrzenie
Itachiego. Nic się nie zmieni, nigdy nie będą ze sobą z powodu jakiegoś
uczucia, jedynie prawnego i społecznego zobowiązania. Będzie tak już zawsze.
Gdy odnalazł ją wraz z końcem wieczoru,
nie patrzyła na niego, unikała jego wzroku, a nawet dotyku. W karecie siedziała
spięta, a on patrzył tylko przez okno, jak zawsze jakby nie oddychając, w
zamyśleniu. Gdy wrócili do rezydencji znów nie zamienili ze sobą ani słowa.
Zdążyła spojrzeć tylko cierpiętniczym spojrzeniem na Ino, ratując się jej
ciepłym, współczującym uśmiechem. To był najgorsza noc w jej życiu. Była
wrażliwą, zdecydowaną kobietą, która uwielbiała seks, ale nigdy nie przeżyła
niczego tak bardzo mechanicznego i bezuczuciowego. Miała wrażenie, że tym razem
kochali się jak zwierzęta, byle zaspokoić żądzę, jakby chcieli udowodnić sobie,
że są prawdziwym małżeństwem; nie odczuwała w tym żadnej przyjemności, nawet po
zakończeniu. Choć ich związek był formalny, bez miłości, to pustkę często
wypełniały te noce, gdy Itachi wracał po kilkudniowym pobycie w stolicy. On
spragniony jej, ona jego. Gdy kochali się, zapominając o tym, że nie łączy ich
żadne uczucie, jedynie pieniądze, obrączka i starania o dziecko. Tej nocy
wszystko zniknęło i choć brunet był cudownym kochankiem, zapamiętała tylko
przyśpieszony oddech, jęki i łzy, które nastąpiły po wszystkim, gdy po raz
pierwszy naprawdę dostrzegła, jak bardzo źle czuje się z tym, że jest
niekochana, choć tak bardzo pożądana. Po wszystkim odwróciła się do niego
plecami, zawinęła w kołdrę i choć nie protestowała, czuła się naruszona, w
pewien sposób zgwałcona, ale chyba bardziej mentalnie niż fizycznie. Zasnęła
dopiero o świcie.
Obudziła się tuz przed śniadaniem. W
łóżku była sama, czuła się znacznie lepiej i nawet nie była niewyspana. Słońce
świeciło od dawna, z zewnątrz docierało ciepłe powietrze ostatnich w tym roku
kwiatów. Lato dobiegało końca, chociaż nadal nie mogli narzekać na brak pięknej
pogody. Do komnaty, tuz po cichym zapukaniu, weszła Ino, witając ją miło z
szerokim uśmiechem. Zobaczywszy, że Sakura nie śpi, podbiegła do niej czym
prędzej z miną zwiastującą jakąś sensację.
- Sasuke przyjechał! – pisnęła wręcz. – Musisz
wstać i go poznać. Szybko, szybko! Zrobię cie na bóstwo, musisz go olśnić!
Różowowłosa, zaskoczona jej nagłym
wybuchem, podniosła się z łóżka ze śmiechem i podeszła do lustra. Po niedługim
czasie pojawiła się w jadalni ze starannie upiętymi włosami, w długiej,
pudroworóżowej sukni i kolii z zielonymi diamentami, idealnie pasującymi do
koloru oczu. Usłyszała ożywione rozmowy nieznajomego głosu, zapewne brata
Itachiego. Tuż za nią szła Ino, już nic nie mówiąc, ale uśmiechając się
wymownie, jakby zaraz miała zacząć śpiewać jak skowronek. Po chwili zobaczyły
ich – jej mąż siedział przy stole, z zainteresowanym wzrokiem śledząc żywe
gestykulacje i przysłuchując się opowiadaniom rodzonego brata. Nie dostrzegły
ich, więc przystanęły na środku schodów, wychylając się zza ściany i obserwując
ich po kryjomu. Przyjrzała się przybyszowi, który, według informacji Yamanaki,
pojawił się w ich rezydencji z samego rana.
- To on? Jego brat? – zapytała Sakura po
cichu, by nikt ich nie usłyszał.
- Tak, wyjechał kilka lat temu studiować
medycynę za granicą.
- Czemu nie było go na naszym ślubie –
bardziej stwierdziła niż zapytała i to z o wiele większym wzburzeniem, niż
planowała.
- Miał wypadek w drodze, cudem wyszedł z tego
cało. Itachi ci nie powiedział? – zapytała zaskoczona blondynka. Oczywiście, że
nic nie wiedziała. Jedyną informacją, jaką uraczył ją Itachi, to o posiadaniu
młodszego brata. Pytała kiedyś o jego rodzinę i inne szczegóły, ale nigdy nie
powiedział jej nic konkretnego. Teraz miała okazję dowiedzieć się wszystkiego.
Gdy pojawiła się w jadalni, ich uwaga
spoczęła tylko na niej. Itachi przedstawił ją pokrótce swojemu bratu, który nie
odrywał od niej iskrzącego spojrzenia. Patrzył tak na nią wtedy, a także przez
następne dwa lata. Sasuke okazał się być jej rówieśnikiem i wykorzystywał każdy
pretekst do zobaczenia się z żoną starszego brata, porozmawiania z nią, ujęcia
ją za rękę. Podobały jej się te zaloty, których Itachi wydawał się nie
dostrzegać albo nie zwracać na nie uwagi. Chciała odgrywać się na nim,
pokazując, jak bardzo schlebia jej uwaga młodego lekarza, nie szczędząc mu
miłych słów. Okazało się, że Sasuke, tak jak każdy Uchiha właściciel czarnych
oczu i włosów tego samego koloru, wraca do stolicy, by rozpocząć karierę
lekarską, po studiach za granicami kraju ojczystego, więc będzie częstym gościem
w domu brata, a także na dworach innych możnych. Nietrudno było dostrzec coraz
bardziej zachwycone spojrzenie młodszego Uchihy i coraz częste przyjazdy.
Jednak plotki zaczęły się dopiero wtedy, gdy Sasuke przyjechał do rezydencji
pod nieobecność brata.
Sakura traciła kontrolę nad relacją z
lekarzem, który szybko zyskał poważanie w środowisku medycznym. Delikatne
zaloty i komplementy zostały wyparte przez coraz jawniejszy flirt, który pani
Uchiha starała się hamować. Itachi coraz niechętniej odnosił się do brata, a
także do niej samej, rozmawiali jeszcze mniej niż dotychczas. Konwersacje i
korespondencja z Sasuke przyprawiała ją o coraz śmielsze uczucie, które starała
się tłumić z coraz większa gorliwością. Nawet Ino powiedziała jej, że od
jakiegoś czasu wydaje się bardziej promienna, szczęśliwsza i entuzjastyczna, że
stała się nawet milsza dla Itachiego. Jednak ich relacje małżeńskie, choć
poprawiały się, pełne były zazdrości i ukrytych intencji. Pożegnała czule
Itachiego, który na dwa tygodnie miał przenieść się do stolicy z powodu
propozycji objęcia stanowiska ministra dyplomacji i wraz z Ino skierowała się
do ogrodu.
Minął rok od momentu, w którym poznała
Sasuke. Trzeciego dnia nieobecności pana domu usiadły wśród ostatnich kwiatów
późnego lata w towarzystwie delikatnego, jesiennego już wiatru. Rozmawiały z
ożywieniem o ostatnim sukcesie literackim Hinaty, która okazała się wspaniałą
marzycielką i powieściopisarką, zwłaszcza po tym, jak Naruto Uzumaki coraz
śmielej walczył o jej względy. Śmiały się donośnie, szacując szanse blondyna w
starciu z Hisashim, gdy Ino przycichła i nerwowo zaczęła ugniatać skrawek
sukienki, którą podarowała jej Sakura na ostatnie urodziny.
- Ino, powiedz – poprosiła, łapiąc ją za dłoń,
lecz ta strąciła ją i uciekła wzrokiem gdzieś w dal.
- Kochasz Sasuke? – zapytała po chwili ciszy,
a różowo włosa poczuła, jak mocniej zapada w fotel. Serce zabiło jej na
wspomnienie przystojnego mężczyzny i jego zawadiackiego spojrzenia.
- N-nie, skąd to pytanie – odparła z niekrytym
zażenowaniem i zaskoczeniem.
- Jak to nie. Wszyscy widzą, jak na siebie
patrzycie. Zdradzasz Itachiego? Zawsze byliście sobie wierni, chcesz to
zmieniać?
Sakura była zaskoczona tymi pytaniami
równie mocno, co tonem głosu przyjaciółki – pełnym żalu i pretensji, jakby
chciała podkraść jej kochanka. Usłyszała jeszcze wiele innych takich zarzutów,
a także obserwacji ze strony służebnej. Że Itachi jest coraz bardziej
rozgoryczony, a ona wniebowzięta, niemal unosi się w powietrzu podczas wizyt
młodszego Uchihy. Że to niemoralne i złe pozwalać, by Sasuke tak bardzo ją
adorował, dopuszczać go do siebie tak blisko. Jednak to, co usłyszała od Ino
spowodowały jedynie wzburzenie i wściekłość.
- Jesteś zazdrosna! Jak możesz!
Pokłóciły się poważnie, jak nigdy
dotąd, choć zielonooka wyjaśniała przybranej siostrze, że to tylko gierki,
niewinna zabawa, że jest wierna Itachiemu i zawsze będzie, tym bardziej, że
zwierzała się Ino nie raz z ich nocnych ekscesów – obie dostawały wypieków,
rozmawiając o tym. Po gwałtownej wymianie zdań zamilkły, Sakura myślała nawet o
rozprężeniu sytuacji, ale los chciał dolać oliwy do ognia. Minęło zaledwie
kilka minut ciszy, kiedy pojawił się pokojówka, przekreślając jej szanse na
dojście do porozumienia.
- Przybył brat pani męża, chciałby się z panią
widzieć.
Sakura rozchyliła usta, by cos
powiedzieć, ale nie mogła znaleźć odpowiednich słów, ciągle słysząc w głowie,
jak Ino zapewnia, że Sasuke pojawi się tu jeszcze w tym tygodniu, że ośmieli się
wykorzystać nieobecność Itachiego, żeby ją uwieść. Wstała bez słowa, kierując
się do drzwi, rozdarta wewnętrznie. Jednak gdy ujrzała przenikające ją
spojrzenie młodego Uchihy troski znów rozpierzchły się, chociaż wiedziała, że
musi zakończyć tę relację, zanim posunie się za daleko.
- Witaj, pani. Czy zastałem Itachiego? Nie
widzę tu jego płaszcza – zaczął oficjalnie, ale jego wzrok mówił coś zgoła
innego. Wiem, że go nie ma. Nareszcie możemy być sami, moja droga. Czekałem na
to cały rok.
- Nie, musiał wyjechać do stolicy. Wiesz, dostał
stanowisko ministra dyplomacji, obawiam się, że będzie w domu jeszcze rzadziej
niż zwykle – zaśmiała się lekko,
kierując się do salonu. Mężczyźnie oczy zabłysły z ekscytacji. – Napijesz się
czegoś? Niedługo pora deseru. Może herbatę?
- Tak, poproszę – powiedział, na moment
przenosząc wzrok na dziewczynę w fartuchu. Ta skłoniła się państwu, czym
prędzej czmychając do kuchni.
- Nie odpowiedziałaś na mój ostatni list –
zaczął, gdy zostali sami, wpatrując się w nią zaciekle.
- Wiele myślałam. Nie zdążyłam odesłać listu,
przybyłeś za wcześnie.
Przez twarz bruneta przebiegł grymas
rozczarowania.
- Nie
tęsknisz za moim widokiem? – powiedział, nie odrywając od niej spojrzenia
magnetycznych, karych oczu.
- Pozwolisz, że tęsknotę zostawię jedynie dla
swojego męża – powiedziała, wpatrując się w krzątającą się służbę. Po chwili
mogła spokojnie utkwić wzrok w parującej herbacie earl Grey i torciku
wiedeńskim.
Sasuke
prychnął niezadowolony.
- Kochasz go? Kiedykolwiek go kochałaś? Nie
okazujecie sobie czułości, patrzycie na siebie, jakbyście się chcieli
pozabijać. Nie mów, że za nim tęsknisz.
Kobieta milczała i rozmyślała nad
odpowiedzią, która nie rozjuszy go, ale tez zakończy wszelkie zagrywki z jego
strony.
- Spójrz na mnie – powiedział stanowczo, ale
spokojnie. – Spójrz! – podniósł głos, nalegając.
- Wyjdźmy do ogrodu – powiedziała, narzucając
na ramiona czarny, jedwabny szal i kierując się nad fontannę na końcu jej
zielonego raju.
- Tutaj możemy spokojnie porozmawiać. Nikt nas
nie usłyszy – zapewniła, zasiadłszy na ławce wśród barwnych klombów.
- Nie wytrzymam już dłużej – powiedział nagle.
Mimowolnie przestała na moment oddychać, wpatrując się w niego wyczekująco.
- Nie mogę spać, bo myślę o Tobie, a jak już zasnę,
śnię o Tobie. Przyjeżdżam tu ze względu na Ciebie – nigdy nie mieliśmy z
Itachim dobrych kontaktów, choć jesteśmy braćmi, ojciec zawsze go faworyzował.
Dlatego wyjechałem. Wróciłem tu, żeby odnowić braterskie więzy, ale jak mam to
zrobić, kiedy uwodzi mnie jego żona! Był u mnie w stolicy, zdradził mi, że
będzie w stolicy dwa tygodnie. Czy to nie zaproszenie? Wszyscy nas widzą…
- Sasuke – przerwała mu. – Nie ma żadnego
zaproszenia. Itachi jest trudny, ale jest między nami coraz lepiej. Pańskie
zaloty schlebiają mi, ale jestem kobietą zamężną. Nie mogę…
- Oczywiście, że możesz! Wszyscy wiemy, że
wyszłaś za niego z obowiązku. Twoi rodzice zginęli, zostałaś sama i byłaś
przyrzeczona Itachiemu. Myślisz, że nic nie wiem? Nie próżnowałem, walczyłem,
by wiedzieć o Tobie jak najwięcej bez narażania Twojej pozycji i opinii. Itachi
wyciągnął cię z depresji, wiem też, że chorowałaś. Wiem, ile dla ciebie zrobił,
ale…. Sakura, proszę cię. Nie kochasz go.
Nie potrafiła nic z siebie wydusić.
Czuła, że przegrywa z nim, ze światem i sama ze sobą. Przecież nie może zrobić
tego Itachiemu. Temu, który ocalił ją, użył wszystkich swoich znajomości i
środków, by mogła dojść do siebie i wyleczyć się z choroby, która miała
zdecydować o kresie jej życia w kwiecie wieku. Jak mogła mu to zrobić? Ranił
ją, ale poświęceniem musi odpłacić za poświęcenie.
- Chciałam go kochać. I pozostanę mu wierna.
Wracaj do stolicy, zanim dowie się, że tu jesteś. Wiesz, że służba bardziej
sprzyja jemu niż mnie – powiedziała i chciała wstać i odejść, ale przytrzymał
ją za ramię, drastycznie zmniejszając odległość między nimi.
- Sasuke puść mnie.
- Nie mogę, Sakura. Nie potrafię.
- Puść! – krzyknęła, a po jej policzkach
spłynęły pojedyncze łzy. Zrobił, o co prosiła.
- Nie chcę cię urazić. Proszę, nie płacz –
mówił, dotykając jej policzka. – Wiem, że tego chcesz.
Nie pozwoliła się zwieść. Odepchnęła
jego rękę, wstała, wbiła w niego oskarżycielski wzrok. Pikantny flirt, który uprawiali
od dłuższego czasu właśnie musiał się zakończyć.
- Zostaw mnie, Sasuke. Jestem żoną Twojego
brata i będę matką jego dzieci. Nie chcę, byś zepsuł z trudem zbudowany związek,
który wiele mnie kosztował. Słyszałam o Twoich miłosnych podbojach. Z iloma
arystokratkami spałeś w ostatnim czasie? Panna Souji chodzi dumna jak paw!
Odwróciła wzrok. Chciała, by zrobiło mu
się wstyd, kiedy on uśmiechnął się prowokacyjnie.
- Próbujesz z tym skończyć, wiem to. Ja też
próbowałem o tobie zapomnieć, myślałem, że może to chwilowe zauroczenie, że
odkocham się w ramionach i łóżku innej kobiety, ale, zaklinam Cię, nie
potrafię. Odebrałaś mi serce, dusze i rozum. Weź za to odpowiedzialność, pani
Uchiha.
Spojrzała na niego z mieszaniną uczuć.
Nie mogła znieść siły jego świdrującego, błagalnego i pożądliwego jednocześnie
wzroku. Zachwiała się lekko i gdy zrobiła pierwszy, niestabilny krok, następne
przyszły jej z łatwością. Ale on nie zamierzał odejść jej tak po prostu.
- Itachi wcale nie jest taki święty, kochana –
zawołał, kierując się w jej stronę. Zatrzymała się, nie odwracając głowy,
uparcie patrząc przed siebie, w rozwarte drzwi salonu.
- Kojarzysz niejaką Hanę Tatami?
Jego
słowa były okrutne, raniły ją jak sztylet. Wznowiła chód, by uciec od niego jak
najdalej. Nie zatrzymała się, gdy za bujnymi krzewami dostrzegła Ino. Poprosiła
służbę o przyniesienie jej deseru do jej sypialni i postanowiła nie wychodzić z
niej, dopóki Sasuke nie postanowi opuścić jej domu.
Chciała zaznać ukojenia w wyśmienitym
deserze, uspokoić się, popijając mocny herbaciany napar. Lecz jej serce
kołatało zawzięcie, wyrywało się w piersi. Myślała o Itachim, o sobie, o tym,
co usłyszała od Sasuke. Hana Tatami nie mogła dać jej spokoju. Dowie się, czy
to prawda.
Usłyszała nerwowe pukanie. Nie zdążyła się
odezwać, spodziewała się, że do niej przyjdzie. Nie dawał za wygraną. Zamknął
drzwi na klucz. Wstała z fotela, odkładając filiżankę. Ta chwila trwała dłużej
niż wieczność. Gdy stał i wpatrywał się w nią prowokacyjnym, pożądliwym i
błagalnym spojrzeniem. Gdy podszedł, nie, podbiegł do niej, ujął jej twarz w
dłonie i zachłannie wpij się w jej usta. Zerwali wszystkie kajdany, upadły
wszystkie konwenanse. Oddała namiętny pocałunek, pozwoliła, by silnie
przyciągnął ją do siebie, by mogli sfinalizować długie rozmowy pełne pikantnych
aluzji, przypadkowe dotknięcia, szaleńcze tańce na balach i bankietach. Po
dłuższej chwili upragnionych czułości oderwał się od niej i wpatrywał się w jej
oczy zamglonym z podążania spojrzeniem. Oddychali szybko i głęboko we wspólnym
uścisku.
- Pozwól mi cię kochać – powiedział cicho
niskim, zachrypniętym głosem, który sprawił, że z podniecenia zawrzała w niej
krew. Teraz to ona pocałowała jego. Nie powiedziała ani słowa, gdy ściągał z
niej sukienkę, nie pozostała mu dłużna. Całował jej twarz, szyję, zostawiając
na jej dekolcie mokre ślady. Pieścił, lizał, przygryzał jej ciało, a ona
jęczała z ekscytacji, chcąc poczuć go jak najintensywniej, najpełniej. Zrobił
kilka kroków do przodu, przycisnął ją do ściany, przygryzł jej wargę. Ona,
zrzuciwszy z niego letni płaszcz, zdarła z niego koszulę. Jęknął głośno, gdy
rozpinała jego spodnie, ona zrobiła to, gdy ścisnął jej uda i pośladki,
podrzucił, by oplotła go w pasie. Całując jej szyję, rzucił ją na wielkie,
małżeńskie łoże, pozbył się jej bielizny. Dotykał i pieścił ją wszędzie i całą,
gdy ona ocierała się o niego, jęcząc ekstatycznie, słuchając go, ściskając jego
pobudzoną do granic męskość, wbijając paznokcie w wyrzeźbiony tors. Kocham cię,
szeptała, gdy zachwycał się jej ciałem, wzgryzał się w jej szyję. Rozogniona,
jednocześnie czuła się szczęśliwa jak nigdy dotąd. Sasuke został u niej cały
następny tydzień, a połowę tego czasu spędzili w łóżku, dając upust
nieokiełznanemu pożądaniu, spędzając wspólnie popołudnia. Nie kryli się przed
służbą. Całowali się, rozmawiali, kochali, a te siedem cudownych dni było
najwspanialszymi, jakie kiedykolwiek przeżyli.
Zarumieniła się, podczas podróży karocą
wspominając wszystkie wspólne noce i popołudnia. Wpatrywała się w majaczącą
jeszcze na horyzoncie rezydencje Itachiego, przypominając sobie wszystkie
gorące noce spędzone najpierw z właścicielem domu, a potem z Sasuke. Ich długie
rozmowy, wystawne obiady, huczne bankiety. Czy powinna żałować?
Pierwszy samotny wieczór w dużym domu w
niewielkim mieście kilkadziesiąt kilometrów od stolicy był niezwykle trudny,
przynajmniej z początku. Zmrok zapadł godzinę temu, ogień wesoło iskrzył w
kominku, a ona popijała mocny napar z czerwonej herbaty. Po dłuższej chwili
usłyszała tętent i rżenie konia, zdecydowane pukanie do drzwi. Zarzuciła na
siebie szal i uchyliła drzwi. Soczyście zielone oczy rozszerzyły się
niekontrolowanie, źrenice zadrżały, usta rozchyliły się w niemym krzyku
zaskoczenia. Wpatrywały się w nią oczy czarne jak węgiel, lśniące w blasku
gwiazd, lekko zeszklone. Oddychał szybko, płytko. Przestrzeń brzmiała cudowną melodią
przerywaną pluskaniem źródlanej wody przez spragnionego ogiera. Uspokoił się,
nie odrywał od niej wzroku, zlustrował ją całą. Uśmiechnął się, a hamowane
dotąd łzy spłynęły po zarumienionych policzkach. Podszedł do niej, położył dłoń
na jej brzuchu. Nic nie mówiła, słyszał tylko jej miarowy oddech. Ucałował jej
dłoń, przysunął ją do siebie delikatnie, a ona uczyniła to z czystą rozkoszą,
wtulając się w niego.
- Wariatko, dlaczego mi nie powiedziałaś?
*****************
Podziękujcie szanownej Pani Black_Cloud (tej drugiej, a raczej pierwszej), bo po przeczytaniu jej krótkiego, acz wspaniałego opowiadanka przypomniała mi się pewna rada, że jeśli chce się pisać, to najlepiej zacząć od rzeczy krótkich, ale je zakończyć.
I w ten sposób dokończyłam rozpoczęte dawno, dawno temu opowiadanie, mimo że ogłaszałam niedawno, że nie będę teraz pisać. Po kilku dniach ciągłych badań i wizyt lekarskich chyba potrzebowałam chwili prawdziwego wytchnienia.
I w ten sposób dokończyłam rozpoczęte dawno, dawno temu opowiadanie, mimo że ogłaszałam niedawno, że nie będę teraz pisać. Po kilku dniach ciągłych badań i wizyt lekarskich chyba potrzebowałam chwili prawdziwego wytchnienia.
A teraz... Historio średniowiecza, nadchodzę!
Btw. moglibyście napisać, co sądzicie o tym opowiadaniu? Bo, szczerze mówiąc, wydaje mi się jakieś takie... "nie tego". :P
Btw. moglibyście napisać, co sądzicie o tym opowiadaniu? Bo, szczerze mówiąc, wydaje mi się jakieś takie... "nie tego". :P
Hehehe...głupio się pytać,ale...Sasuke wygrał prawda? Moim zdaniem bardzo pozytywna jednopartówka, ponieważ 1.jeszcze takiej nie czytałam-ale pomysły powinny być oryginalne,prawda? eh,beznadziejny ze mnie krytyk ^^" no i 2.po skończeniu jej zdałam sobie sprawę,że zawsze chciałam coś takiego przeczytać-"rywalizacja" braci Uchiha o Sakurę.Ty sprytnisiu...nieładnie,nieładnie.
OdpowiedzUsuńTeż jestem niepoprawną romantyczką, więc... Chyba już wiesz, kto wygrał. ^^ :D
UsuńTakie trochę niedopowiedziane to opowiadanie,ale takie miało być. (y)
I taka wypowiedź na końcu chyba nie pasuje do chłodnego, rozsądnego, konserwatywnego Itachiego, hm? :3
Mnie też to zastanawia, czy to Sasuke wygrał :D chociaż tak jak teraz myślę nawiązując do początku, to wspomniałaś, że Sakura jest w ciąży, a z dalszej części wnioskuję, że ostatnim jej partnerem był Sasuke, zresztą wątpię, aby Itachi skomentował to w taki sposób "wariatko, dlaczego mi nie powiedziałaś?", chyba że... nie, wersja takiego Itachiego w tym opowiadaniu mi jakoś nie pasuje :D powiedz, jak się mylę :D wszystko w jak najlepszym porządku, tylko zabrakło mi jednak jeszcze takiej interakcji, rozmowy pomiędzy Itachim a Sakurą, po tym jak dowiedział się, o tym, że ona zaczęła sypiać z jego bratem, jakaś sprzeczka, kłótnia, coś w tym stylu :P pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNo może faktycznie jakaś żywiołowa kłótnia byłaby dobra, ale spoko, jeszcze nic straconego, użyję tego w następnym. :D
UsuńNo, mi też odpowiada właśnie TAKI Itachi tutaj. :) Aż tak wielkich skrótów jak zmiana charakteru Itachiego nie przewidywałam. :D
Witam, zostałaś nominowana do Liebster Award. Szczegóły na blogu www.crying-in-deep-red.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ale super. :) Niedługo odpowiem na pytania. :)
UsuńW końcu zabrałam się za komentowanie - wybacz, ale lenistwo nade mną zwyciężyło :(
OdpowiedzUsuńPo pierwsze cieszę się, że jednak nie opuszczasz bloga. Z całego serca życzę powrotu do zdrowia oraz zdania matury :)
Muszę przyznać, że tę partówkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Potępiam zdradę, jednak uważam, że czasy jakie opisałaś miały to do siebie, że były dość brutalne i nie służyły miłości. Sakura w tym opowiadaniu była po prostu kobietą samotną w swoim małżeństwie i jedyne czego pragnęła to miłości.
W momencie, gdy się wkręcałam w tę historię, ona nagle się zakończyła xD Miałam nadzieję na jakieś nieco bardziej rozwinięte zakończenie, jednak nie było tak źle :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na coś nowego :)
Udało mi się wreszcie znaleźć chwilę i motywację, żeby skomentować.
OdpowiedzUsuńCzytając miałam problem ze stwierdzeniem, w jakim okresie rozgrywa się akcja, ale ogólnie czytało się szybko. Historia ciekawa i w sam raz na wypełnienie wolnej chwili. Niezbyt zawiłe wątki, fajny sposób przedstawienia postaci i relacji zachodzących między nimi. Jesteś konsekwentna, ustalasz plan i piszesz według niego, co sprawia, że nie gubisz głównej myśli wypowiedzi.
Dostrzegłam jeden poważniejszy błąd językowy, mianowicie „Miała (….) głębokie poważanie”. Mówi się mieć kogoś/coś w głębokim poważaniu, ale nie mieć głębokie poważanie. Poprawniej byłoby napisać: cieszyła się poważaniem wśród ludzi albo miała wysoką/znaczącą pozycję. ;) Pewnie mnie znienawidzisz, za wytknięcie tego, ale ze względu na profil studiów nabawiłam się pewnego „skrzywienia” językowego, więc przepraszam, ale to silniejsze ode mnie.
Życzę Ci powodzenia na maturze i szybkiego powrotu do pisania. :)
Just me